Umarłam, nim się urodziłam.
Moje ciało podążało drogą
Wyznaczoną przez łańcuchy.
Bezmyślnie podążając
Po ścieżce życia.
Byłam krucha jak szkło.
Płochliwa jak motyl
I podatna jak plastelina.
Krzyczałam szeptem,
Błagałam rozkazami,
Smuciłam się uśmiechem
I płakałam śmiechem.
Czułam pustkę
Czułam ból
Czułam smutek
I byłam sama...
A teraz?
Dalej jestem martwa,
I nic się nie zmieniło...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz