Początek
Obudziłam się i nie otwierając oczu, leniwie przeciągnęłam. ,,Drzemki w ogrodzie są odprężające’’ pomyślałam i przeturlałam się na bok. Gdy to zrobiłam, poczułam ból na skroni, więc skrzywiona otworzyłam oczy i wtedy z całą siłą spadły na mnie wspomnienia. Ciemność, zimno, biały królik i strach. Zadrżałam i objęłam się rękami, rozglądając się wokół. Siedziałam na czerwonej ścieżce, a wśród fioletowej trawy, wychylały się główki czarnych kwiatów. Obrzeża polany tonęły w szarości, a obok mnie płynęła srebrno-lustrzana rzeczka. Spojrzałam w idealnie białe niebo, z fioletowym słońcem i czarnymi chmurami, doszukując się choćby odrobiny normalności, której nie znalazłam. Ponownie dotknęłam głowy i znów syknęłam, czując ból.
Gdzie ja jestem? Pamiętam, że wpadłam do dziury goniąc za białym królikiem, a wcześniej… Co ja robiłam wcześniej? Czarna mgła spowiła wspomnienia sprzed króliczej nory, nie dopuszczając nic do świadomości. Nie pamiętam kompletnie nic. Kim ja w ogóle jestem? Te przemyślenia spowijały mój umysł, nie potrafiąc odkryć odpowiedzi.
Oparłam dłonie na czerwonej ścieżce chcąc wstać, jednak poczułam coś mokrego. Podniosłam dłoń i zobaczyłam krew. Krzyknęłam i gwałtownie cofając się, wpadłam do rzeki. Była zimna, ale przynajmniej zmyła posokę z mojego ciała. Przerażona, wpatrywałam się w ścieżkę, czując mdłości. Po chwili jednak zadrżałam z zimna i ostrożnie wyszłam na brzeg. Usiadłam przy rzeczce, wpatrując się tępo przed siebie. Szarość na krańcach polany zaczęła przybierać konkretne kształty. Mianowicie, wokół mnie był las. Drzewa miały szarą korę i fioletowe liście, a głębiej była tylko ciemność.
Przyklękłam przodem do rzeczki i wstrzymałam oddech z wrażenia. Na brązowych włosach, skroni i policzku była zaschnięta krew. Pod błękitnymi oczami były cienie, a czarna sukienka do kolan podkreślała bladość cery. Delikatnie umyłam twarz i oderwawszy pasek materiału z koronką z odzieży, zrobiłam prowizoryczny bandaż, obwiązując ranę na skroni. Kiedy skończyłam, ponownie rozejrzałam się wokół, ale poza krwawą ścieżką nie było nic, co mogłoby mnie poprowadzić. Z duszą na ramieniu powoli wstałam i skierowałam się w prawo, podążając obok dróżki. Nie odważyłam się, aby przejść po niej. Jednak pomimo strachu, nie mogłam powstrzymać zachwytu, nad pięknem owego lasu.
Pomiędzy szarymi pniami drzew, gdzie nie gdzie przebijały się fioletowe promienie słońca, barwiąc złotą tym razem trawę. Pomiędzy kolejnymi źdźbłami wyrastały różowe mchy i brązowe kwiaty. Podążając obok krwawej ścieżki, nie raz widziałam dziwne zwierzęta przemykające obok mnie. Jakby uciekały od kierunku, który obrałam. Ten świat zapowiada się coraz ciekawiej, po prostu genialnie.
Nagle ścieżka urwała się. Spojrzałam przed siebie i krzyknęłam przerażona. Cofnęłam się gwałtownie i potknęłam się o korzeń. Upadłam na trawę i z niemym przerażeniem, patrzyłam na makabryczny obrazek. Przede mną wisiała dziewczyna. Dosłownie wisiała. Nie wiedziałam czy żyje, tylko wpatrywałam się przerażona na jej nadgarstki, wrośnięte w drzewo. Jej żyły i tętnice były wypełnione drewnem, a pod nią ogromna kałuża zaschniętej krwi, wypompowanej z ciała. Wyglądała jak ukrzyżowana. Patrzyłam z niemym krzykiem na jej oczy, puste, biało-brązowe gałki oczne. Drżałam jak w febrze, starając się uspokoić i nie zwymiotować. Zimny pot powoli zalewał mnie całą, a w głowie brzmiała melodia piosenki, której nie pamiętałam. Twarda ziemia była jedynym świadkiem mojego, bliskiego paniki, stanu.
Kiedy udało mi się w końcu, mniej więcej uspokoić, zauważyłam tabliczkę. Ostrożnie wstałam i podeszłam do niej, uważając, aby nie znaleźć się zbyt blisko dziewczyny. Jej towarzystwo mnie przerażało. Tabliczka była dość prosta, z czerwonym obramowaniem, na której była napisana informacja ,,Pierwsza Alicja, za podążanie drogą miecza i zabijanie wszystkiego, co stanęło jej na drodze, została skazana na uwięzienie w miejscu, gdzie wszyscy o niej zapomną. Wyrok wykonał Marcowy Zając na zlecenie Jej Królewskiej Mości.”
- Kolejna, która tu przybyła. – Nagle rozległ się cichy, trzeszczący głos gdzieś obok mnie. Krzyknęłam po raz kolejny i odskoczyłam, rozglądając się wokół. Nagle zamarłam.
- Czy to Ty mówisz? – Spytałam ciała dziewczyny, które teraz, spoglądało na mnie oczami poznaczonymi drewnem.
- Jestem Alicją Pik. Pierwsza, która została uwięziona i otumaniona przez dym pana Gąsienicy. Ten sukinsyn niszczy każdego, kto jest na drodze królowej.
- Dlaczego mi to mówisz?
- Bo jako pierwsza mnie dostrzegłaś. – Jej głowa wróciła do poprzedniej pozycji. – Idź dalej Alicjo, następny na twojej drodze jest diament. – Usłyszałam trzeszczący głos i dziewczyna zamarła, ukrzyżowana w swoim wiecznym więzieniu.
Powoli się wycofałam i pobiegłam przed siebie, mijając las i polankę na której się obudziłam. Kierowałam się przed siebie tak długo, aż natknęłam się na osobliwe skrzyżowanie. Na środku czarnego okręgu rosło ogromne, nieznane mi drzewo, którego fioletowe liście były w kształcie maski jokera z kart, a na białej korze było wyryte wiele razy znaczki kier, karo, trefl i pik. Od niego wychodziły cztery drogi, każda w innym kolorze i z napisem dymnym, unoszącym się nad nim. Nad niebieską było napisane ,,Druga Alicja”, nad zieloną ,,Trzecia Alicja”, nad żółtą ,,Czwarta Alicja’’ , a nad tą, którą przyszłam ,,Pierwsza Alicja”.
Z pełnym pytań umysłem, usiadłam pod drzewem, podkulając nogi i chowając głowę w kolanach. Kim ja jestem? Tamta dziewczyna nazwała mnie Alicją… Czy to jest moje imię? Gdzie ja się znalazłam? Przebłyski wspomnień ukazują zupełnie inną rzeczywistość. Zielone liście, brązowa kora, niebieskie niebo, żółte słońce, szmaragdowa trawa… Która jest prawdziwa? Co się stało? Pamiętam tylko królika i norę. Oraz ciemność…Tamta ciemność, w której było tylko zimno i pustka. Dlaczego biegłam za tamtym królikiem? Pytania te i inne brzęczały mi w głowie, prawie doprowadzając mnie do szaleństwa. Była tylko jedna droga, aby się przekonać, gdzie jestem. Musiałam sprawdzić wszystkie ścieżki. Nie ważne co zobaczę i nie ważne co się stanie, muszę zostać sobą. Nie muszę za wszelką cenę odzyskiwać wspomnień, nie znam wartości tego, co straciłam… Alicja… To będzie moje nowe imię.
Z takim postanowieniem, chciałam wstać, ale ledwo się wyprostowałam i już uderzyłam się w głowę. Nagle pustka w mojej głowie pękła, ukazując małą szczelinę i ukazując fragment jakiegoś wspomnienia :
,, - Alicjo! Ali gdzie jesteś? – Krzyczała moja siostra z dołu. Jej długie, złote włosy powiewały na wietrze, mimo próby ujarzmienia ich w warkoczu. Nie znoszę, gdy się tak czesze. Ładniej jej w rozpuszczonych.
- Nie nazywaj mnie Ali! Nie znoszę tego zdrobnienia. – Krzyknęłam, śmiejąc się cicho, gdy rozglądała się wokół. Jej niebieska suknia z koronkami ładnie podkreślała jej figurę i kremową cerę… Chciałabym mieć taką.
- Alicjo, gdzieś ty się schowała? – Nagle podniosła głowę. – Tam weszłaś? Alicjo, zrobisz sobie krzywdę! Natychmiast zejdź, ojciec chce cię widzieć.
- Pewnie, abym zaakceptowała nowego szwagra… - Zeskoczyłam z gałęzi i poczułam lekki ból w kolanach. No cóż, w końcu to się na mnie zemści. – Spokojnie Lilio, ja ci fajnego męża wybiorę.
- Ciekawe czemu ci nie wierzę. – Burknęła i poczochrała mnie po głowie. Roześmiałyśmy się obie i…” Nagle retrospekcja urwała się, a ja leżałam pod drzewem. Czułam, jak po mojej twarzy rozlewa się krew. Musiałam zahaczyć o bandaż, upadając. Usiadłam ostrożnie i oderwałam kolejny pasek materiału, ścierając posokę z twarzy, dodając warstwę na mój prowizoryczny bandaż.
Na czworakach odsunęłam się od drzewa i wstałam. To, w co uderzyłam głową, była metalowa tabliczka. Podeszłam do niej i przeczytałam informację ,,Gratulację Alicjo, przeszłaś pierwszą ścieżkę. Czy podążysz drogą pozostałych czy uda ci się zajść dalej? Poddasz się, czy pokonasz wszystkich? Czekam na twoje wybory z niecierpliwością .Napisał Marcowy Zając na rozkaz Jej Królewskiej Mości’’ Gdy to przeczytałam, szczęka opadła mi aż do klatki piersiowej. Czy to wszystko jest jakąś chorą grą? O co tu chodzi? Myślałam chwilę nad sensem tych słów, szukając ukrytych informacji, ale tabliczka nasunęła tylko kolejne pytania. Przynajmniej na jedno z nich znalazłam odpowiedź. Naprawdę jestem Alicją. Nie mając zbytnio wyboru, ruszyłam niebieską ścieżką, usłaną błękitnymi różami, przebijając się przez mgłę, która o dziwo miała zapach podobny do papierosów. Jakiś cień przeszłości mi przypomniał tą osobliwą woń, jednak nie było kolejnych fragmentów wspomnień, które rozjaśniły by ciemność, spowijającą mój umysł.
Nagle, poczułam ogarniający mnie strach. Im dłużej byłam w owej mgle, ty nasilał się, więc nie zwlekając dłużej, zaczęłam biec przed siebie, starając się jak najmniej wdychać opary. Było to irracjonalne, ale poczułam, że dobrze zrobiłam. Zwłaszcza, że słowa Pierwszej Alicji brzęczały mi w głowie ,, Ciebie nie omamił dym pana Gąsienicy”… Czyżby ta mgła to było to, przed czym mnie ostrzegała? Ledwo wyjaśniłam jedno pytanie, już pojawiło się kilka kolejnych. Dlaczego tak zawsze musi być? Jedna odpowiedź daje kilkanaście nowych pytań. Ledwo z niej wybiegłam, a ona zniknęła, jakby nigdy jej tam nie było. Po prostu wyparowała, a ja z lekkim przestrachem zauważyłam koniec ścieżki. Gdzieś tutaj powinna być druga Alicja.
Po mojej lewej stronie zauważyłam tabliczkę. Podobną do tej przy Pierwszej Alicji, ale ta miała błękitną barwę. Z lekkim niepokojem podeszłam do niej i odczytałam informację ,,Drugi Alicja, za piękny śpiew, który uwodził mieszkańców krainy, został skazany na śmierć przez samobójstwo. Wykonał Marcowy Zając na rozkaz Jej Królewskiej Mości’’. Został skazany na śmierć przez samobójstwo? To zdanie nie ma żadnego sensu! Nagle moją uwagę przykuły krople jakiejś czarnej cieczy. Gdy się pochyliłam, mdłości wróciły, a ja cofnęłam się, mimowolnie wciągając metaliczny zapach krwi. Podniosłam głowę i już wiedziałam, że nie zjedli żadnej literki. Nad tabliczką wisiał mężczyzna z niebieskimi włosami… A właściwie jedną częścią, bo miał połowę głowy rozwalonej jakby ktoś mu łomem przyłożył, a później dla pewności, że nie żyje, odrąbał siekierą część płata ciemieniowego i skroniowego. Umieszczony był w kokonie z błękitnych róż, z których połowa była poznaczona jego krwią, a oplatały go, jakby był w siatce. Nie było wątpliwości, że nie żyje, woń rozkładu była nie do zniesienia. Mój żołądek tego nie wytrzymał, więc cofnęłam się i zwymiotowałam po drugiej stronie ścieżki.
- Nie ładnie jest tak wymiotować na czyjś widok, nie sądzisz? – Nagle usłyszałam za sobą głos. Zamarłam, przerażona, że to trup zaczął do mnie mówić. Odwróciłam się przerażona, ale to nie był Druga Alicja. Przede mną stał mężczyzna z czerwonymi włosami i zielonymi oczami. Z pozoru wyglądał normalnie, ale nawet po krótkim pobycie w tej krainie, wiedziałam, że nic nie jest takie, na jakie wygląda na pierwszy rzut oka.
- Ten chłopak miał naprawdę smutną historię, wiesz? Zawędrował tutaj, tak jak reszta Alicji, ale został omamiony przez dym pana Gąsienicy, tego skurwiela. Nie jest zbyt lubiany… Na większość osób działa jego pieprzony dym i są nieźle pierdolnięci. Nawet bardziej niż ja, a to już coś! Wracając do naszej smutnej historii owego chłoptasia. Dym mu tak poprzewracał w głowie, że mimo jego cudnego śpiewu, sądził że wyje jak wilk do księżyca. Więc rozwalił sobie czachę. A wszystko dzięki naszej wspaniałej królowej. Niech ta suka żyje! Znaczy królowa. – Uśmiechnął się lekko cynicznie i zaczął się odwracać z zamiarem odejścia w siną dal.
- Powiesz mi, kim ty do diabła jesteś? Fajnie by było się dowiedzieć, zwłaszcza, że wbijasz nie wiadomo skąd i zaczynasz jakimiś historyjkami rzucać. – Powiedziałam, w końcu wstając i podchodząc bliżej niego. Na głowie miał ogromny kapelusz, poobwijany jakimiś lśniącymi, zielonymi materiałami, a ubrany był w…Ciężko określić, co to jest. Długa, postrzępiona i połatana marynarka, chociaż równie dobrze to mógł być surdut, nieokreślonego koloru, pod spodem białą kamizelkę. Spodnie były czerwone i sięgały łydek, które zasłaniały zielono-czarne skarpety. Całkiem oryginalny styl, nie ma co…
Na moje słowa, chłopak odwrócił się i w mgnieniu oka znalazł się tuż koło mnie, wraz z nożem przystawionym, do mojego gardła. Górował nade mną wzrostem i siłą fizyczną.
- Może trochę grzeczniej, panno Madness? Do starszych, zwracamy się z szacunkiem. – Powiedział, lekko napierając nożem na moje gardło. Poza zimną stalą ostrza, poczułam, jak coś ciepłego rozlewa mi się po szyi. Krew…Moja krew…
- Przepraszam. – Powiedziałam cicho, starając się nie ruszać.
- Od razu lepiej. A teraz, grzecznie poproś, abym się przedstawił. – Powiedział, odrobinę odsuwając nóż.
- Czy mógłby się Pan przedstawić?
- No i tak się powinno pytać… Zwą mnie Kapelusznikiem. – Odparł i po sekundzie zniknął w lesie. Roztrzęsiona, osunęłam się na kolana i spojrzałam na martwego chłopaka, który patrzył na wszystko obojętnym wzrokiem.
- Czy to wszystko jest jakimś popieprzonym snem? – Zapytałam cicho, patrząc w puste oko. Po dłuższej chwili, zapanowałam nad sobą, zamykając to wydarzenie do szufladki. Ten zwyczaj sprawił, że jeszcze nie zwariowałam. Nie myślę, co się stanie, gdy przeciekną, liczy się tylko tu i teraz. Wstałam i na chwiejnych nogach, ruszyłam w stronę drzewa, gdzie ścieżki się zaczynają.
Kapelusznik… W sumie to psychopaci lubią takie przydomki: Pedobear, Kosiarz i te sprawy. Kim, albo raczej czym on był? Pochłonięta swoimi myślami, udało mi się dotrzeć do drzewa, na którym wisiała nowa tabliczka. ,,Z żalem widzę iż osoby z innych rozgrywek cię niepokoją. Jeśli jeszcze raz z nimi porozmawiasz, Twoje jelita przyozdobią moją jadalnię jako girlandy. Napisał Marcowy Zając na rozkaz Jej Królewskiej Mości”. Chodzi o Kapelusznika czy Alicje? Poza tym, czemu ja mam cierpieć z faktu, że jacyś psychopaci mnie nachodzą?
Zdeterminowana, ruszyłam trzecią ścieżką, tym razem usłaną koniczynami. Nie pozwolę się tak łatwo zastraszyć. Ani zabić. Żadna z tych rzeczy nie wchodzi w rachubę. Przynajmniej dopóki nie odkryję kim jestem. Oraz gdzie jestem. A kij z tym, dopóki nie odkryję, gdzie ta ścieżka mnie prowadzi.
Alice in Madland, poziom 1 część II: http://differentshadeofwhite.blogspot.com/2015/12/alice-in-madland-poziom-i-czesc-ii.html
więcej proszę ^.^-Natsu
OdpowiedzUsuń