sobota, 16 listopada 2013

Krawędź.

     Chciałabym mieć skrzydła. Małe czy duże... to jest nieważne. Bylebym potrafiła latać. Nie obchodzi mnie ich kształt, kolor, jakieś dodatkowe moce. Ważne jest tylko jedno. Abym potrafiła się na nich wznieść i lecieć. Lecieć tam, gdzie już mnie nie znajdą. Gdzie będę mogła uciec od problemów. Gdzie nikt nie będzie mnie prześladował.
     Wchodząc na dach, podeszłam do jego końca. Teraz siedzę z nogami przewieszonymi przez krawędź i obserwuję ludzi. Ludzie niczym małe mrówki, wiecznie zagonieni, nie mający na nic czasu, ani pieniędzy, zawsze ponurzy. Oni też tacy są. Niby kochani rodzice, a tak naprawdę to demony w ludzkiej skórze. Wspaniała rodzina, bez przemocy! Do teraz pamiętam piekące razy za rozlane mleko. Nadal mam rany po stłuczeniu talerza. Blizny po złej ocenie. Wszystko zostawiło ślad na ciele i psychice. Niezmywalne piętno bólu i rozpaczy. Niezagojone rany, które nadal się jątrzą. Ból, strach i poniżenie to moja codzienność.
     Nagle zerwał się wiatr, który powoli przybierał na sile, plącząc moje jasne włosy. Gdybym miała skrzydła, mogłabym już teraz odlecieć. Nikt by mnie nie zatrzymywał. Bo po co? Pozbyliby się tylko tego ,,ciężaru'' jakim dla nich jestem. Nie raz mi to wypomnieli. Nikt by mnie nie znalazł. W końcu pozbyłabym się trucizny ze swojego życia.
- Może to jest czas, aby nauczyć się latać? - Pytając sama siebie, wstałam. Spokojnie rozłożyłam ręce i zapatrzyłam się w niebo. - Co mnie to kosztuje? Tylko jeden krok. - Moje palce już wystawały poza krawędź dachu.
     Delikatnie schylając głowę, patrzyłam po raz kolejny na ludzi. Jakiś mężczyzna w szarym płaszczu, krzyknął o kobiecie w czerwonym, że jest ,,szmatą niewartą zachodu, a tego bękatra może sobie wziąć". Darł się tak głośno, że nawet ja słyszałam. Inni przypatrywali się kłótni. Na przeciwko nich, ktoś ciągnął małą dziewczynkę za rękę. Chyba płakała.
     Zakryłam uszy rękami i usiadłam. Skuliłam się i zacząwszy rozmyślać, rozpłakałam się. Ten świat kiedyś był taki piękny... Dlaczego teraz musi być taki szary? Dlaczego jest tutaj tyle bólu i cierpienia? Dlaczego?
     Więcej się nie wahałam. Wstałam i z rozłożonymi rękami, rzuciłam się z krawędzi. Pęd powietrza szumi mi w uszach. Nie jest tak źle. O wiele prościej niż zrobić coś rodzicom. Ziemia zaczęła się zbliżać z coraz większą prędkością. Tak właściwie... To dlaczego ja skoczyłam? Dlaczego mam zamiar zginąć? Mam szesnaście lat,nie zrobiłam wielu rzeczy! Oglądając przemykające okna, rozpłakałam się. Teraz nie mam szans na odkupienie. Czeka mnie tylko piekło. Było inne wyjście. Mogłam wyjechać do rodziny za granicą, a moi rodzice, nie musieliby się mną przejmować. Dlaczego nie wpadłam na to wcześniej?
     Mamo, tato, wybaczam wam. Pomyślałam i uśmiechnęłam się do kobiety w czerwonym i mężczyzny w szarym płaszczu, po czym uderzyłam o ziemię i nastała ciemność...

poniedziałek, 11 listopada 2013

Przemyślenia II - Ciepło

Każdy z nas potrzebuje odrobiny ciepła. Każdy najmniejszy gest - przytulenie, poklepanie po ramieniu, czy zwykły uśmiech, dodaje nam otuchy. Czasami jesteśmy bezsilni. To jest takie frustrujące, że nic nie można z tym zrobić. Czasami jest tak ciężko, że nie można już płakać. Wtedy najbardziej potrzebujemy kogoś przy sobie. Kogoś, kto nas przytuli, postara się zrozumieć, rozgrzeje nas. Ciężko jest kogoś takiego znaleźć. Osobiście uwielbiam przytulać ludzi. Nie dlatego, że chcę naruszyć ich przestrzeń osobistą, czy coś w tym rodzaju. Po prostu muszę sprawdzić, czy jest koło mnie jakaś żywa osoba. Ktoś, kto jest ciepły. Ludzie nie wiedzą ile to dla mnie znaczy. To jest dla mnie namiastka tego, potrzebnego ciepła. Brakuje mi go. Nie wiem dlaczego, ale zawsze wolę sprawdzić, dotknąć, przytulić czy zrobić cokolwiek, bo muszę mieć pewność, że ktoś jest. Ktoś żywy i ciepły. Wiem, że się powtarzam. Ale nie tylko ja tak robię. Wielu to samo czyni. Kto z nas nigdy nie czuł się bezsilny? Ilu tłumiło w sobie furię? Kto nie był sfrustrowany? Komu nie było na tyle ciężko, że nie dało się nawet zapłakać? Wielu. Naprawdę wielu. Może myślisz, że to ciebie nie dotyczy. Nic bardziej mylnego. To dotyczy nas wszystkich. Nawet jeśli nie chcemy się do tego przyznać. Nawet jeśli nie było jeszcze tego wszystkiego. To dotyczy każdego człowieka, czy tego chce czy nie. Ale można sobie z tym radzić. Nie w samotności, to nie jest metoda. Tylko wśród ludzi, rodziny, przyjaciół, znajomych. Tam możemy znaleźć ciepło, które pomoże się pozbyć tego, co leży nam na duszy ciężarem. To jest prawdziwa droga, do wolności...

wtorek, 5 listopada 2013

Przemyślenia część 1

Ostatnio zaczęłam się zastanawiać. I rozmyślając nad różnymi sprawami doszłam do kilku wniosków. Człowiek pomimo, że jest istotą społeczną, to tak naprawdę jest samotny. Według filozofii egzystencjalnej to nawet skazany na samotność. Ale mimo iż często nam ciąży, to jednak jest potrzebna. Dzięki samotności możemy usłyszeć swoje myśli, odkryć, co nam leży na duszy i pomarzyć na spokojnie. Sama jestem samotna i nie mam zbyt wielu ludzi przy sobie. Jednak ci, którzy choć trochę mnie poznali, wiedzą, że gdy kogoś spotkam to zadaje pytania. Wiele pytań. Z ciekawości i z chęci zaufaniu komuś. Jednak nie mogę zaufać nie znając kogoś. Dlatego zasypuję pytaniami innych, nie raz męcząc ich. To jest jeden z moich sposobów na samotność. Ludzie, którzy twierdzą, że bycie samotnym to nic, kłamią. Każdy może mieć pragnienie pobycia samemu ze sobą, jednak nikt nie chce być sam przez cały czas! Nawet największy samotnik wychodzi do ludzi. Może na kilka minut, może na dzień, a może na miesiąc... Wiecie co? Bycie samotnym jest smutne. Bardzo smutne. Jednak jest też straszne. Ludzie boją się samotności... Jednak nie jest trudno z nią walczyć. Najtrudniej jest ją przezwyciężyć...

niedziela, 1 września 2013

Krzyk

Wydajesz z siebie krzyk,
Przy którym zwierzęcy ryk,
jest niczym.
Twój odgłos pochodzi z serca.
Na co ci było tłumienie wszystkiego w sobie?
Tylko się wyniszczałeś.
Wiłeś się w agonii,
Kryjąc wszystko głęboko w sobie.
Teraz tracisz człowieczeństwo.
O proszę,
Potwór przy tobie jest jak słodki szczeniak.
Już warczysz?
Wszystkie ludzkie strachy się ciebie boją.
Już nie krzyczysz.
Teraz z twoich trzewi wydobywa się potępieńcze jęki.
Czym się stałeś?
Nie kryj się więcej,
Zwróć sobie człowieczeństwo.
Nie bądź bestią,
Nie niszcz siebie.
Po co ci to?
Uwolnij to co w sobie dusisz
I zniszcz bestię, którą się stałeś.

piątek, 19 lipca 2013

Trucizna przeszłości.

Spoglądam w przeszłość.
Teraz wiem to, co chciałeś mi pokazać.
Zawsze mówiłeś, że jestem trucicielką,
Trującą księżniczką.
A tym czasem, sam
Starałeś się mnie zatruć.
Sączyłeś jad w moje serce,
Aby je sobie podporządkować.
To trucizna.
Oglądam się za siebie
I myśl o tym co było trzyma mnie w miejscu.
Twoja trucizna mnie powstrzymała.
Zaatakowała moje serce, ciało i duszę.
Ale one nie należą do ciebie,
Nie należę do przeszłości,
Tylko do przyszłości.
Twoim jadem było zwątpienie,
Strach, nienawiść, poniżenie.
Moją trucizną jest wiara,
Nadzieja, odwaga i miłość.
Jak myślisz,
Czyj jad zwycięży?

Wiem, że robię długie przerwy, ale ostatnio coś nie mam głowy do pisania. Ale nie przestanę pisać. Mam zamiar napisać nowe opowiadanie, kontynuować szczury i szkołę nośników krwi. Oczywiście wiersze też będą :)

wtorek, 11 czerwca 2013

Ciemność i magia.

Chodź do mnie dziecko,
Tutaj jest coś czego nie widziałeś.
Chodź do mnie, 
Prosto w ciemność,
Chodź do świata Ciemności i Magii
Tutaj rządzą iluzje,
Ciemne cienie i koszmary
Wyciągnięte z dziecięcych snów.
Chodź do mnie skarbie,
Do świata ciemności, 
Ukrytego w twojej rzeczywistości
Przed niepożądanym wzrokiem,
Chodź ze mną,
Pokaże ci najgorsze i najlepsze
Z obu światów.
Strach, ból, cierpienie, panika
Powoli pokażę ci każde z nich,
Radość, śmiech, uśmiech
Pokaże ci każde z nich,
Więc chodź ze mną
Do świata Ciemności i Magii
Gdzie rządzą Iluzje,
Ciemne cienie i koszmary z dziecięcych snów.
Chodź ze mną,
Do świata ukrytego w rzeczywistości...

wtorek, 21 maja 2013

Szczur laboratoryjny - rozdział V


Rozdział V
        Leniwie otworzyłam oczy. Czyli moje sny pokazują moje wspomnienia, abym sobie spokojnie wszystko przypomniała. Więc pewnie poznacie moją przeszłość. Jak uroczo, naprawdę, aż rzygam tęczą. Przetarłam oczy ręką i podniosłam głowę z ławki. Spojrzałam na zegar i cicho westchnęłam. Przespałam pół godziny, czyli zostało mi jeszcze piętnaście minut nudy. Spojrzałam na Midoriego, który wpatrywał się we mnie lekko zmartwionym wzrokiem. Napisał coś na kartce i mi podsunął.
,, Wszystko okej?’’ Westchnęłam i mu odpisałam.
,,Taa, w porządku, po prostu się zdrzemnęłam. Nie martw się o mnie’’ Wyjrzałam przez okno i z niecierpliwością czekałam na dzwonek. Na prawie każdej lekcji spałam. No co, moja wina, że są nudne? Mordowałam wzrokiem wskazówki zegara, błagając aby przyspieszyły. W laboratorium przeżyłam dziesięć lat, ale na szczęście nie zmieniłam się w sadystę, albo użalającą się nad sobą ciotę.  O co to, to nie. Nie było czasu, bo wiecznie obmyślaliśmy jakby tu uciec. Co prawda żaden z naszych planów nie wypalił. Ale idąc za głosem serca, udało nam się uwolnić. No cóż, bywa i tak.
       Kiedy wreszcie rozległ się upragniony dzwonek, szybko pozbierałam swoje rzeczy, po czym niczym torpeda wypadłam z klasy na korytarz. Spokojnym krokiem, skierowałam się pod salę, gdzie mieliśmy kolejne zajęcia. Po chwili dołączyli do mnie Midori i Suna.
- Gdzie Aoi? – Zapytałam, nie kierując się do nikogo konkretnego.
- Zapomniała kupić coś do jedzenia. Zaraz powinna przyjść. – Odparł blondyn. – Masz dla nas jakieś dodatkowe informacje?
- Tylko profil psychologiczny mordercy. Wszystkie jego ofiary miały kilka wspólnych cech. – Powiedziałam, stając pod klasą 40.
- Jakie? Powiesz nam teraz, czy poczekasz na Aoi? – Zapytał Midori.
- Poczekam, nie lubię się powtarzać. – Odparłam i zatopiłam się w myślach.
        Przez całe dziesięć lat mojego pobytu prawie codziennie chodziłam na badania. Łącznie przeprowadzono na mnie około 3500 eksperymentów. Midori był drugi w kolejce 3300, a reszta to poniżej 3000. Niektórzy nie przeżywali pierwszego badania, inni po dwóch ginęli. Jakim cudem my przeżywaliśmy aż tyle? Nie wiadomo.
          Po chwili przybiegła zdyszana Aoi. Spojrzała na mnie i powiedziała.
- Kuro, morderca tu jest. Mamy przesrane. – Wyszeptała, trzymając się za brzuch. Delikatnie odciągnęłam jej rękę i syknęłam. Miała paskudną ranę na brzuchu.
- Suna, zajmij się Aoi, Midori idziemy. – Wydałam rozkaz i pobiegłam z zielonookim.
- Alteriell, kto jej mógł to zrobić?
- Morderca. Sama tak powiedziała. Znasz jej umiejętność. – Odparłam, biegnąc korytarzem. Umiejętność Aoi polegała na tym, że dziewczyna wyczuwała, kim jest dana osoba. Wszystkie tego typu bonusy powstawały pod wpływem mutacji.
          Skupiłam się  i po chwili mogłam dokładnie wyczuć mordercę.  Tak, jedną z moich umiejętności jest nadzwyczajny węch, a on śmierdział. Krwią i szaleństwem. Kiedy przybiegliśmy na miejsce, akurat dobierał się do jakiejś dziewczyny. Nie że w sensie seksualnym, ale chciał ją dźgnąć nożem. Midori szybko mnie wyprzedził i odepchnął go, nim zadał cios. Mężczyzna wyglądał identycznie jak na profilu psychologicznym. Wysoki, z rysującym się brzuchem, brunet o zielonych oczach.
- Karir! Synku, dawno się nie widzieliśmy! – Wybuchnął śmiechem, patrząc na niego. Midori zamarł, patrząc na niego.
- To ty?! Ty paskudny wieprzu, ludzi mordujesz?! – Krzyknął chłopak, patrząc na niego z obrzydzeniem.
- Midori, nie ma teraz czasu. Weź ją stąd. Ja się nim zajmę. – Powiedziałam, patrząc beznamiętnym wzrokiem na pana Loha.
- Jak ty mówisz do mojego synusia! On Karir się nazywa! – Krzyknął i wyciągnął małą buteleczkę benzyny i zapalniczkę.
- Nic dziwnego, że chciał nowe imię i nazwisko. To, które od was dostał, jest paskudne. – Uśmiechnęłam się złośliwie i wyciągnąwszy składany nóż, rzuciłam się na niego. Szybko wyprowadziłam cios, celując w brzuch. Mimo swojej tuszy, zwinnie odskoczył i zamachnął się na mnie. Odbiłam ręką cios i szybko cięłam z boku, rozrywając mu rękę. Zawył z bólu i ruszył na mnie. Szaleństwo w jego oczach było widoczniejsze. Uderzył z góry, ale nie wymierzył precyzyjnie. Bez trudu się odsunęłam i pchnęłam go nożem w brzuch. Mężczyzna krzyknął z bólu i osunął się na ziemię.
                Kucnęłam przed nim i zadałam dwa standardowe pytania.
- Czy to ty zabiłeś tamte kobiety i tamtych mężczyzn?
- Tak. – Warknął, plując krwią i patrząc na mnie z pogardą.
- Po co ich zabijałeś?
- Dla zabawy. Te ich krzyki, ta krew! To było cudowne!
- Brzydzę się tobą. – Powiedziałam i już chciałam zadać ostateczny cios, kiedy w głowie pojawiło się kolejne pytanie. – Dlaczego sprzedałeś Midoriego do laboratorium?
- Kogo?
- Karira. – Warknęłam poirytowana.
- Po cholerę mam smarkacza wychowywać? Żona umarła przez gówniarza, to go sprzedałem. Przynajmniej się na coś przydał. – Powiedział, plując krwią. Patrząc na niego z odrazą, wstałam i rzuciłam mu nóż w głowę. Trafiłam centralnie w środek.
- Bezużyteczny śmieć. – Powiedziałam i wyszarpnęłam nóż. Przez ranę zaczęła malowniczo wypływać krew i małe kawałeczki mózgu. Wytarłam nóż o jego ubranie i wyciągnąwszy komórkę zadzwoniłam do jednego z brązowych. Jedne z niższych w rankingu.
- O co chodzi Alteriell? – Zapytała Chairo, dziewczyna, która przyszła do laboratorium dwa lata, przed jego zniszczeniem.
- Mogłabyś pozbyć się ciała? – Odpowiedziałam pytaniem na pytanie.
- Gdzie jesteś?
- W liceum. Niestety śmieć zmarł.
- Nie kłam. Zabiłaś go, prawda?
- Wkurzył mnie. – Usłyszałam ciężkie westchnienie.
- Zaraz tam będę. – Powiedziała i rozłączyła się.
                Usiadłam pod przeciwległą ścianą i spojrzałam na faceta, chcąc napisać raport, kiedy usłyszałam kroki.
- Co z Aoi? – Zapytałam Sunę.
- Midori jest przy niej. – Odparł i spojrzał na mężczyznę. – Dobra robota.
- Dzięki. – Powiedziałam i zamilkliśmy. Po prostu nie było o czym rozmawiać. W milczeniu trwaliśmy do momentu przyjścia Chairo, która była niską brązowooką, brązowowłosą gimnazjalistką. Gdy zobaczyła miejsce walki, to wzdrygnęła się. Nie na widok krwi, ale na myśl, że będzie musiała dotknąć faceta. Krew to dla nas chleb powszechny.
- Nie mogłaś go załatwić jakoś... Czyściej? I jak niby mam unieść tego faceta, nie pomyślałaś?
- Po prostu użyjesz swojej nadludzkiej siły. – Odparłam znudzona i z raportem w dłoni powoli wstałam. – Miłej pracy. – Machnęłam jej ręką, po czym oddaliłam się z  Suną. Za nami podążały jej przekleństwa. Poszliśmy do pokoju pielęgniarki. Weszliśmy bez pukania. W pokoju pachniało sterylną czystością, lekarstwami i krwią. Pokój był cały biały, z dwoma łóżkami przedzielonymi kotarą, biurkiem i kilkoma przeszklonymi szafkami na lekarstwa, bandaże i inne tego typu rzeczy. Na jednym z kozetek leżała Aoi, a Midori dość nieporadnie próbował ją zabandażować. Widząc to parsknęłam śmiechem, wzięłam opatrunki chłopakowi i szybko opatrzyłam dziewczynę.
- W porządku? – Zapytałam, spinając bandaż.
- Bywało gorzej. Co z tamtym?
- Nie żyje. Taki tam wypadek przy pracy. – Spojrzałam na zielonookiego. – Midori jesteś zły, że go zabiłam?
- Nie. Żałuję tylko, że sam tego nie zrobiłem. – Westchnął i spojrzał na mnie. – Ten bydlak już nam nie zagrozi, prawda?
- Podejrzewam, że nie. – Ledwo wypowiedziałam te słowa, a do pokoju wpadła Chairo. Potoczyła rozbieganym wzrokiem, po czym dopadła do mnie i powiedziała.
- Alteriell, mamy przejebane. Wybacz za słownictwo ale inaczej tego nie ujmę. – Mówiła szybko, z poddenerwowaniem.
- Weź głęboki wdech i powiedz o co chodzi. – Wcisnęła mi w ręce jakąś kartkę.
- Czytaj. – Warknęła. Z westchnieniem wzięłam kartkę i przeczytałam.
                ,,Do Pana Loha.
Dziękujemy za pańską pracę dla naszego laboratorium, jesteśmy wdzięczni za pomoc. Dzięki panu uda nam się ponownie wznowić jego pracę i możliwe, że dzięki żywemu materiałowi do badań będziemy mogli stworzyć idealnych ludzi, którymi będziemy sterować...”
Przerwałam lekturę, po czym spojrzałam tylko na podpis. Doktor Sadisto, Schwein i Buta.
- Moi drodzy, musimy odwiedzić starych przyjaciół. – Warknęłam i zgniótłszy kartkę wyrzuciłam ją do kosza
                Tym razem się nam nie wywiną.

Dawno nie pisałam, wiem i przepraszam. Jakby ktoś chciał przeczytać szkołę nośników krwi to daję adres: http://www.slodkiflirt.pl/forum/t23001,1-szko-a-no-nikow-krwii-sf-romans-nadprzyrodzone-fantasy.htm Jakby ktoś chciał to zapraszam, ale ostrzegam! Jest już ponad 60 rozdziałów :)

wtorek, 30 kwietnia 2013

Rozmowa ze sobą.

Kim jesteś?
Ja? Nikim ważnym.
Dlaczego tak mówisz?
Nie chcę kłamać.
Jesteś kłamcą?
A kto nie jest.
Dlaczego płaczesz?
Bo świat jest okrutny.
Ale, płaczesz w środku.
W tym świecie nie ma miejsca na słabość. Gdy ją ujawnisz, zginiesz.
Kim jesteś?
Mówiłam, nikim ważnym.
Nie mów tak.
A co, mam kłamać?
Zaakceptuj siebie!
Łatwo powiedzieć. Kim ty jesteś? Czego chcesz ode mnie?
Jestem tobą i pragnę, abyś mnie polubiła. Byś mnie zaakceptowała.
Którą mną jesteś? Dużo mam masek.
Prawdziwą. Tą, która lubi to co lubi i nie boi się samej siebie.
Dziwna jesteś.
Ty też.
Wiem o tym, jesteś mną.
Dlaczego mnie nadal ukrywasz?
A chcesz być wolna?
Chcę. Chcę wrócić.
Wyśmieją cię.
Nie obchodzi mnie to.
Więc wróć do wolności.

czwartek, 18 kwietnia 2013

Dno.

Idziemy coraz głębiej.
Och, to takie proste!
Idziemy na dno,
Bo chcemy się wybić.
Nie zostaniemy w ciemności,
To było by zbyt nudne.
Pamiętaj, jeśli życie jest zbyt
proste, to zrobiłeś coś źle.
Wspaniała historia, nieprawdaż?
To dlaczego ją ukrywasz?
Jesteś głupcem,
Czy tylko udajesz?
Mówisz, że twoje życie jest bez sensu?
Litości, co złego ci się dzieje?
Chcesz utonąć czy odbić się od dna?
Zamartwiasz się o drobiazgi,
Omijając uwagą rzeczy naprawdę ważne.
Jesteś idiotą, bo zapominasz, że
proste życie jest nudne i bez sensu.
Pamiętaj o tym
I z podniesioną głową
Pokonaj przeszkody.

Wyglądam na żywą?

Wyglądam na żywą?
Jestem martwa w środku.
Proste, prawda?
Śmiejesz się, wytykając mnie palcami,
Mówisz, że stąpam jak królewicz?
Ciekawe jak to zauważyłeś,
Skoro twój nos sięga chmur.
Lepiej zacznij patrzeć pod nogi,
bo jak upadniesz
to nie zdołasz się podnieść.
Coś tu gnije...
To twoja moralność.
Jesteś niczym ptak uwięziony w klatce...
Szkoda, że sam się w niej zamknąłeś.
Masz taką piękną twarz!
Szkoda, że to tylko maska.
Jeszcze nie zauważyłeś?
Jeśli ja jestem martwa,
To ty jesteś tylko popiołem.

niedziela, 24 marca 2013

Wiosna

Wiosna
Czas gdzie wszystko budzi się do życia
Cichy, nieśmiały szum wśród drzew,
Które rozwijają liście.
Delikatne łodyżki,
Dzielnie unoszą główki,
Przebijając się przez śnieg.
Ptaki wracają z dali,
Do miejsca, które zostawiły przez mróz.
Ciche brzęczenie, delikatnie rozbrzmiewa
Jakby w obawie, że przepłoszy resztę.
Wiosna,
Czas gdzie rośliny rosną,
Zwierzęta się budzą,
A Słońce wygląda nieśmiało zza chmur.
Wiosna
Najpiękniejszy okres w roku

Dawno mnie nie było, a wiosna teoretycznie przyszła. Teoretycznie, bo ani widu ani słychu po niej. Z okazji przyjścia kolejnej pory roku, dla was krótki wiersz o wiośnie :)

poniedziałek, 18 marca 2013

Uczciwość wobec siebie

Nie bój się,
Bądź uczciwy wobec siebie,
Swoich uczuć.
Ci wszyscy ludzie chcą nas zniszczyć,
zmylić, zgubić.
Ale my nie chcemy być związani,
Nie damy się zakuć w kajdany!
Jeśli jeszcze liczą się uczciwość i intuicja
To jesteśmy potężni.
Odkryj swoje marzenia,
I podążaj ku nim z nadzieją.
Ponieważ powinniśmy iść cały czas do przodu,
Przed siebie,
Jak na początku.
Zmartwieni tym co bezużyteczne
wizerunek, reputacja, władza.
Przez pogoń za nimi
Ich życie gnije.
My nie damy się skuć kajdanami, tylko wolni ruszymy dalej.

Wiem, że długo nie pisałam, ale na usprawiedliwienie dodam, że nie miałam weny. Ale za to dzisiaj dodam jeszcze rozdział Szczura Laboratoryjnego.

środa, 20 lutego 2013

Szczur laboratoryjny - rozdział IV


Rozdział IV
       Spoglądałam leniwie przez okno i nie słuchałam nauczycielki. Nie musiałam, przez eksperymenty ja i moi znajomi nie musimy chodzić do szkoły, bo zapamiętujemy wszystko od razu. Ale rząd wymyślił sobie, że skoro tak długo żyliśmy w piekle to trzeba nam pokazać normalne życie... W którym musimy tropić, łapać lub zabijać morderców. Nie ma to jak normalne życie. Wyglądając przez okno, poczułam jak powieki powoli mi opadają. Nie walczyłam z sennością, tylko pozwoliłam się porwać.
       Światło boleśnie oślepiało mnie. Pochodziło ono z trzech lamp, które były nade mną. Jedna nad głową, druga nad brzuchem i trzecia nad nogami. Do stolika byłam przywiązana pasami, abym czasem im nie uciekła. Znam to pomieszczenie bardzo dobrze. Od roku mnie tutaj przynoszą.
- Co dzisiaj porobimy? – Zapytał jeden z naukowców. Doktor Schwein, którego nazwisko mówi samo za siebie. Niski, gruby, łysy, z różową skórą, naprawdę przypomina świnię... Która jest jednocześnie sadystą.
- Może damy jakiś gen? Dawno tego nie robiliśmy. – Naukowców było trzech. Ten, który aktualnie mówił to doktor Buta. Wysoki, szczupły sadysta z blond włosami i niebieskimi oczami.
- Ja proponuję coś z oczami zrobić. Jak na kogoś kto przeżył tutaj rok, wygląda zbyt zwyczajnie. – Odezwał się trzeci z naukowców, doktor Sadisto. Średnio wysoki, lekko umięśniony, który został zmuszony do brania udziału w eksperymentach. Niestety po pewnym czasie je polubił.
- Dobry pomysł. Proponuję aby jej oczy były czarne, ale z czerwonymi plamkami. – Zamyślił się dr. Schewin.
- A później pobawimy się z włosami! Najlepiej pasowały by tutaj szare, nie sądzicie? – Odparł dr. Sadisto.
- Zrobimy to dzisiaj, a później coś pokombinujemy dalej. – Zadecydował dr. Buta i przystąpili do roboty.
         Ledwo zaczęli, a ja już zemdlałam, dzięki czemu nie czułam tego całego bólu. Mój organizm sam się tak przystosował. Kiedy nie prowadzili na nas eksperymentów, dawali nam książki, abyśmy się dokształcali. Nie wiem po co to. Mam dziewięć lat, a potrafię więcej niż dorośli. W laboratorium było wiele dzieci. Większość z nich nie przeżywała nawet pierwszej sesji. Tym wytrwalszym udawało się przetrwać z miesiąc. Niestety, nikomu nie udało się przetrwać tyle co mnie. Przez to na początku wiele osób sądziło, że oni mi nic nie robią. Ale później jak mnie zobaczyli po takiej sesji, to przepraszali za swoje przypuszczenia.
        Podświadomie poczułam jak ktoś mnie niesie. Czyli na dzisiaj koniec. Gdy tylko położył mnie w celi, od razu otworzyłam oczy. Wystrój się nie zmienił. Dwie pary drzwi, prowadzące do łazienki, plus dodatkowo wielkie drzwi, przez które podawano nam jedzenie i wszystko inne. Łóżka ustawione równolegle do siebie pod jedną ścianą, a pod drugą był duży stół z krzesłami. Było jeszcze przejście do drugiej celi. Identycznej jak ta. Spojrzałam na łóżko koło mnie. Każdy miał pościel ze swoim numerem. Gdy umierał, został zmieniany numer. Przyjrzałam się kołdrze i poduszce leżące na posłaniu obok mnie. Zniknął numer 064 i pojawił się numer 100. Kolejne dziecko przyszło na śmierć. Po chwili z łazienek wyszła cała banda dzieciaków. Wśród nich była nowa twarz. Chciałam wstać, ale najstarsza osoba wśród nas, mnie powstrzymała i podała wilgotną chusteczkę. Była tu trzy dni.
- Masz na policzkach krew. – Powiedziała szesnastoletnia dziewczyna o czerwonych włosach i brązowych oczach. Nazywała się Aka i z tego co wiem, miała za niedługo mieć pierwsze badanie. Najgorszy był fakt, że jeden z naukowców był jej wujkiem. – Dzisiaj przyszła nowa osoba. Nie pamięta swojego imienia. Mogłabyś mu dać jakieś? – Zapytała kiedy wytarłam całą krew. Spojrzałam na chłopaka w moim wieku, który miał zielone oczy i brązowe włosy. Na policzku miał ranę.
- Miał już dzisiaj pierwszą sesję? – Przyjrzałam mu się.
- Tak, ale wrócił tylko z tą raną.
- Niech się nazywa Midori. Po japońsku to znaczy zielony. – Powiedziałam i poszłam do łazienki. Spojrzałam w swoje oczy i zamarłam. Tęczówki były czarne z czerwonymi plamkami. Zrobili to, co chcieli. Włosy były szare.
        Lekko zdołowana wyszłam z łazienki i padłam na łóżko.
- Alteriell, wszystko w porządku? – Zapytała Aka. Jej też nadałam nowe imię, bo starego nie chciała. Tak samo było z większością dzieciaków. Gdy rodzice się ich pozbyli, lub gdy zostali porwani, chcieli zmienić coś w sobie. Więc zmienili imię.
- Nie, teraz przypominam prawdziwego szczura. – Powiedziałam, patrząc w sufit.
- Wyglądasz tylko bardziej niezwykle. – Próbowała mnie pocieszyć.
- Co się stało z numerem sześćdziesiąt cztery? – Zapytałam, zmieniając temat.
- Jego rodzice po niego wrócili. – Powiedziała cicho. Czasami zdarzał się cud i rodzice wracali po swoją pociechę. Najczęściej była już martwa. Gdy tak się zdarzało to albo brali inne dziecko albo wracali do domu zrozpaczeni. Czasem zdarzało się, że dziecko było już zabrane, to wtedy brali inne i się wymieniali. Ale to i tak były tylko sporadyczne przypadki. Spojrzała na mnie i powiedziała. – Tobie przydało by się wymyślić jakąś ksywkę. Co powiesz na ,,Kuro’’? Z japońskiego oznacza czarny.
- Mi to obojętne. Byle nie mówić do mnie ,,Alter’’. Nie cierpię tego. Nawet ,,szczurzyca’’ brzmi lepiej. – Po moich słowach wiele dzieciaków się roześmiało. Dzień wcześniej jedna osoba nazwała mnie szczurzycą. Wtedy powiedziałam co o tym myślę.
       Po chwili drzwi do celi się otworzyły i do środka weszła mała dziewczynka o długich, blond włosach i dużych, niebieskich oczach. Wyglądała jak aniołek. Aka podeszła do niej i zapytała.
- Jak masz na imię?
- Nie mam imienia. Mój numer to 109. – Powiedziała cicho.
- Alteriell nadasz jej imię? Nie godzi się, abyśmy nazywali się po numerach! – Zwróciła się do mnie Aka. Była tutaj tylko trzy dni, ale zajmowała się wszystkimi tutaj. Z dwóch cel, w których byliśmy
Umieszczeni, tylko dwie osoby były od niej starsze. Jedna została zabrana przez rodziców, a druga zajmowała się drugą celą. Przyjrzałam się dziewczynce i powiedziałam.
- Niech nazywa się Tenshi. Z japońskiego oznacza anioła. – Wstałam i podeszłam do dziewczynki. – Pasuje ci to imię? – Tenshi spojrzała na mnie i kiwnęła głową. Złapałam ją za rękę i szybko odnalazłam jej łóżko. – Tutaj jest twoje miejsce do spania. Jakbyś miała jakieś pytania lub problemy to możesz pytać mnie lub Akę. – Spojrzałam na Midoriego. – Tak samo jest z tobą. – Poprowadziłam go do jego łóżka. – Tutaj jest twoje miejsce. – Powiedziałam i usiadłam na moim łóżku.
     Po chwili przyszedł jeden z facetów, którzy biorą nas na badania.
- To kto pójdzie na ochotnika? – Zapytał z paskudnym uśmieszkiem. Był wysoki, umięśniony i miał szakradną mordę. Wstałam z posłania i skierowałam się w jego stronę.
- To ja pójdę. – Powiedziałam stając przed nim. Może i mam tylko dziewięć lat, ale odwagi mam za dwudziestu dorosłych.
- Twój wybór. – Złapał mnie za kołnierz tuniki, którą nosili wszyscy i wyszarpnął mnie na korytarz, w kierunku znienawidzonej Sali.

Bardzo dziękuję za komentarze, postaram się stosować do wskazówek :)

środa, 13 lutego 2013

Szczur laboratoryjny - rozdział III


Rozdział III
       Nasze liceum było dużym, szarym, trzypiętrowym budynkiem o nazwie ,,Jikken’’ (z jap. Eksperyment). Obok znajdowały się dwa boiska, sala gimnastyczna i ogródek. Wnętrze szkoły jest utrzymane w kolorach zieleni, szarości, niebieskich i żółtych.
       Weszłam razem z Midorim po schodach i naszym oczom ukazał się zielony korytarz, z szarymi szafkami przy ścianach, oraz z brązowymi drzwiami do klas. Cała szkoła wygląda wewnątrz identycznie, tylko w klasach zmienia się wyposażenie, więc nie opłaca się opisywać dokładniej. Powolnym krokiem poszliśmy pod salę numer 35 i czekaliśmy na dzwonek. Oparliśmy sie o ścianę i dyskutowaliśmy o naszym zadaniu.
- O ile się nie mylę Aoi ma nam pomóc. – Powiedziałam do chłopaka.
- Tylko ona? – Zapytał, trzymając lizaka w ustach.
- I Suna. Chcą pracować razem.
- Pogodzili się w końcu? – Zapytał zdumiony chłopak.
- Chyba tak, ale nie jestem pewna. Na wszelki wypadek dam im mało prawdopodobną lokację. Morderca zabije kogoś albo tam gdzie my będziemy, albo tam gdzie oni będą. Nie ma innych opcji.
- Skąd wiesz?
- Z zebranych danych. Więcej nie musisz wiedzieć. – Powiedziałam, uśmiechając się złośliwie do chłopaka.
- No wiesz ty co! Jesteś okrutna! Dlaczego nigdy mi nie mówisz szczegółów?
- Mniej wiesz, mniej zeznajesz, lepiej śpisz. – Spojrzałam w głąb korytarza. – A teraz możesz się zamknąć?  Aoi i Suna idą. – Powiedziałam, po czym zwróciłam się do przybyłych. – Cześć, wiecie co macie robić?
- Ty nam powiedz. – Odparli jednym głosem.
            Aoi była wysoką, szczupłą dziewczyną o długich niebieskich włosach i dużych, kocich, niebieskich oczach. Była ubrana w granatowe rurki i sweter, błękitną koszulkę i czarne trampki. Suna był jeszcze wyższym niż Midori, umięśnionym blondynem o złotych oczach i numerze wytatuowanym na ramieniu. Był ubrany w brązowe spodnie i czarny sweter oraz trampki. Oboje mieli złote bransoletki na rękach. Ale co to ma do rzeczy? A dużo, bo one oznaczają, że mają prawie najwyższą rangę, ale jest jeszcze ktoś nad nimi. I tym kimś byłam ja z Midorim. Nasza dwójka miała platynowe bransoletki. Oczywiście pod sobą mieliśmy o wiele więcej osób. Wszyscy byli z jednego laboratorium, które zniszczyliśmy. Ja i Midori byliśmy tam najdłużej i to na nas przeprowadzono najwięcej eksperymentów. To cud, że przeżyliśmy.
          Wyjaśniłam moim towarzyszom, co mają robić i o której się spotykamy. W momencie kiedy skończyłam, zabrzmiał dzwonek. Weszliśmy do klasy, gdzie ławki były czteroosobowe i poustawiane na takich jakby schodkach tak, że każda kolejna ławka była wyżej od poprzednich. Usiedliśmy przy ostatnim stoliku i kontynuowaliśmy rozmowę. Klasa powoli się zapełniała, a po chwili weszła do klasy nauczycielka ucinając wszystkie rozmowy i rozpoczynając lekcję.
       Zapowiadał się długi dzień.

sobota, 9 lutego 2013

Szczur laboratoryjny - rozdział II

Rozdział II
        Ruszyłam w stronę mojego przyjaciela, który był wysokim, dość umięśnionym brunetem o zielonych oczach i charakterystycznej bliźnie na policzku.
- Cześć szczurku. - Uśmiechnęłam się do chłopaka.
- Szczurzyco, wiesz jak mam na imię. - Odparł złośliwie. Oboje byliśmy w jednym laboratorium przez kilka lat, więc znaliśmy się dość dobrze.
- Ależ błagam o wybaczenie szanowny panie Midori. - Powiedziałam, dygając.
- Wybaczam panno Alteriell. A teraz, jeśli panienka pozwoli, proponuję udać do budynku zwanego szkołą i przedyskutować sprawę, którą będziemy załatwiać po szkole. - Odparł, kłaniając się ze złośliwym uśmiechem.
- Ależ naturalnie. - Roześmiałam się i ruszyliśmy w stronę szkoły.
      Nasze miasteczko o wdzięcznej nazwie Shi no machi (z jap. miasto śmierci) było dość duże. Miało cztery szkoły: podstawówkę z gimnazjum w jednym budynku, liceum i uniwersytet. Znajdowały się tutaj również sklepy: centrum handlowe o nazwie ,,Senso'', kilka pomniejszych spożywczaków i jakieś sklepy z drobiazgami i ubraniami. Wszystkie ulice znajdowały się prostopadle do siebie, tworząc sieć. Jedynie moja ulica odstawała od takiego ułożenia bo była lekko po skosie. No cóż, najwyraźniej wszystko co miało ze mną do czynienia nie było normalne.
- Alter masz jakieś dane na temat tej sprawy? - Zapytał Midori, wyciągając dwa lizaki. Po chwili podał mi jeden.
- Po pierwsze, nie mów tak do mnie. Po drugie, mam tylko szczątkowe informacje oficjalne.
- I znając ciebie rzetelne informacje nieoficjalne.
- Zgadza się. - Rozwinęłam lizaka i włożyłam go do ust. - Chodzi o morderstwa, ofiarami padają mężczyźni i kobiety. Wszystkie ciała zostały znalezione w ciężkim stanie, prawie uniemożliwiającym identyfikację. Najpierw ofiary zostały uduszone, a później pocięte jakimś ostrym narzędziem. Wszystkie zgony nastąpiły o tej samej godzinie. - Pogrzebałam chwilę w torbie, po czym wyciągnęłam mapę naszego miasta z zaznaczonymi miejscami. - Widzisz te czerwone kropki? - Midori kiwnął głową. - To są miejsca, gdzie znaleziono ofiary. Wszystkie były ułożone równolegle do środka. - Wskazałam na jedno ze skrzyżowań. - Dzisiaj się tutaj zaczaimy. Podejrzewam, że tutaj zaatakuje. - Powiedziałam, chowając mapę i spoglądając na chłopaka.
- Jak zwykle wiesz wszystko. - Westchnął i poczochrał mi włosy, ignorując moje oburzenie.
      Po chwili stanęliśmy przed szarym budynkiem. Naszym liceum. Westchnęłam ciężko i mrucząc coś pod nosem powoli weszłam z Midorim po stopniach do szkoły.

Mam nadzieję, że wam się spodoba... No w każdym bądź razie, od razu mówię, że nie wiem kiedy pojawi się następny rozdział. Więc do zobaczenia!

piątek, 8 lutego 2013

Wilczyca

,,Samotny wilk''
Jestem szarym wilkiem,
Samotnym lecz zniewolonym.
Nie szukam watahy,
Która by mnie ograniczyła jeszcze bardziej.
Wędrując samotnie
Poszukuję wolności,
Którą mi odebrano.
Biegnąc bez celu,
Wyznaczając swoją drogę
Spotykam grupy wilków,
Które trzymają się razem,
Aby przetrwać.
Zniewolone,
Wyciągają łańcuchy,
Aby dołączyć mnie do swojego świata.
Nie chcę tego
Więc uciekam od nich.
Ciągnąć swoje łańcuchy,
Szukam wolności,
Którą mi odebrano.

Szczur laboratoryjny - prolog i rozdział I

Jak zauważyliście, usunęłam szkołę nośników krwi, jednak zrobiłam to przez autentyczny brak weny do tego opowiadania. Jako rekompensatę daję wam nowe opowiadanie. Życzę miłego czytania i przepraszam, że nie pisałam. Ale ostrzegam, pierwszy raz piszę prolog, więc jakby ktoś miał jakieś wskazówki to proszę, napisz do mnie.

Prolog
         Dziewczyna ubrana na czarno, powoli wypuściła ustami kłąb dymu. Opierając się o ścianę zrujnowanego budynku, spojrzała w głąb obskurnej, ślepej uliczki. Z nieba spadła pierwsza kropla deszczu. Dziewczyna naciągnęła kaptur na głowę i powoli wyciągnęła z kieszeni zdjęcie. Fotografia przedstawiała młodego brązowowłosego mężczyznę, o zielonych oczach i jasnej skórze. Na policzku była blizna. Zdjęcie było przejechane czerwoną linią z napisem ,, ZLIKWIDOWAĆ ''. Po chwili dziewczyna wyrzuciła niedopałek na ziemię, przygniotła go butem, schowała fotografię i powoli odepchnęła się od ściany. Wyciągnęła z kieszeni nóż i weszła w głąb uliczki.

Rozdział I
         ,,Boże co za wkurzający dźwięk!'' pomyślałam i kopnąwszy budzik, zakopałam się z powrotem w łóżku. Niestety, mój spokój został okrutnie zakłócony, przez pewnego osobnika, który zaczął dobijać się do moich drzwi.
- Alteriell wstawaj! Spóźnisz się do szkoły! - Krzyczała przez zamknięte drzwi opiekunka. Jak na sześćdziesiąt lat była niezwykle wręcz głośna.
- Już wstaje, tylko skończ się tak drzeć. - Powiedziałam, odrzucając kołdrę i siadając. Rozejrzałam się po pokoju, w którym mieszkam. Czerwone ściany, para drzwi : jedne do łazienki, drugie na korytarz, brązowa podłoga. Wszystkie meble są szare i są poustawiane strategicznie. Na przeciw wyjścia na korytarz znajduje się okno, pod którym jest biurko. Po lewej stronie jest łóżko, a po prawej szafa, obok której jest komoda. Dalej jest mała biblioteczka. W nogach łóżka, za drzwiami do łazienki jest lustro i kilka plakatów. Wstałam i powolnym krokiem skierowałam się do szafy ,z której wyciągnęłam czerwony ,puchaty ręcznik i powoli ruszyła w stronę łazienki.
         Pomieszczenie było utrzymane w czarno-białej kolorystyce. Kafelki na ścianach i podłodze były ułożone we wzór szachownicy. Po prawej znajdowała się wanna z przeszkloną ścianą i prysznicem. Na przeciwko mnie była umywalka z lustrem w czarnej oprawie. Po lewej były toaleta i szafka z kosmetykami. Podeszłam do lustra i spojrzałam na siebie. Czarne oczy z czerwonymi plamkami, szare, długie włosy i bardzo jasna cera, to moje znaki rozpoznawcze. I jest jeszcze coś. Zdjęłam z siebie piżamę i spojrzałam na swoje plecy. Niestety nadal tam widniał. Pod łopatką miałam wytatuowany numer 000. Pierwszy szczur laboratoryjny. A jakim cudem nim zostałam? Proste, moi rodzice mnie sprzedali za kilka tysięcy.
         Gdy już się rozebrałam, wskoczyłam pod prysznic i włączyłam gorącą wodę, pozwalając aby obudziła moje zaspane mięśnie. Uwielbiałam tą monotonność z jaką krople znaczyły ścieżki. Niestety ta chwila nie mogła trwać wiecznie. Gdy tylko umyłam włosy i swoje ciało, zakręciłam wodę i owinęłam się ręcznikiem. Leniwym ruchem wyciągnęłam szczotkę i zaczęłam mozolnie rozplątywać kołtuny. Gdy mi się to udało to wyciągnęłam suszarkę i wysuszyłam włosy. Kiedy skończyłam, to wyszłam z łazienki i ubrałam się w czarne jeansy, czerwoną koszulkę i trampki. Wzięłam wcześniej naszykowaną torbę z książkami i zeszłam na dół.
         Wchodząc do kuchni połączonej z jadalnią rozejrzałam się po pomieszczeniu. Żółte ściany, brązowe meble i moje opiekunka robiąca coś przy garnkach. Normalka. Zjadłam szybko śniadanie i przyjrzałam się kobiecie. Miała siwe włosy i zielone oczy, zawsze ubierała się w jasne kolory.
- Alteriell, o której dzisiaj wrócisz? - Zapytała, stawiając przede mną pudełko z drugim śniadaniem.
- Mam kilka spraw do załatwienia, więc późno. A co?
- Dzisiaj idę na pewne spotkanie, nie wrócę do wieczora. - Dała na stół kilka banknotów. - Kup sobie coś do jedzenia, dobrze?
- Okej. - Powiedziałam, chowając banknoty do kieszeni. Wstałam z krzesła i szybko zmyłam naczynia, po czym chwyciwszy pudełko, wybiegłam do przedpokoju. - Wychodzę! - Krzyknęłam, ubierając kurtkę i zamykając drzwi za sobą.
        Wybiegłam przed dom i rozejrzałam się. Po chwili uśmiechnęłam się szeroko i ruszyłam w stronę mojego przyjaciela, który już na mnie czekał.

Mam nadzieję, że się spodoba, bo pierwszy raz biorę się za coś takiego, więc jakby ktoś miał jakieś zastrzeżenia to proszę pisać.
     .

sobota, 5 stycznia 2013

Czerwona wstążka, powoli unosi się na wietrze...

,,Czerwona wstążka''
Czerwona wstążka, rwana na wietrze
Powoli znika...
Boisz się?
To jest czas gdzie silny się chowa,
A słaby się prostuje,
Ja nie będę rozsypywać popiołów
Po tej bezsensownej walce,
Głupoty i agresji.
Włóż maskę
I rozpalmy ogień pasji,
Zniszczmy skazę ludzkości,
Która jest rysą na diamencie,
Jesteś gotów na działanie,
Czy uciekniesz z podkulonym ogonem?
Pożar wzrasta z popiołów,
Powoli niszcząc wszystko wokół.
Ugasimy go razem,
Czy strach cię sparaliżuje?
Wybieraj teraz
Póki walka się jeszcze nie zaczęła.