Chciałabym mieć skrzydła. Małe czy duże... to jest nieważne. Bylebym potrafiła latać. Nie obchodzi mnie ich kształt, kolor, jakieś dodatkowe moce. Ważne jest tylko jedno. Abym potrafiła się na nich wznieść i lecieć. Lecieć tam, gdzie już mnie nie znajdą. Gdzie będę mogła uciec od problemów. Gdzie nikt nie będzie mnie prześladował.
Wchodząc na dach, podeszłam do jego końca. Teraz siedzę z nogami przewieszonymi przez krawędź i obserwuję ludzi. Ludzie niczym małe mrówki, wiecznie zagonieni, nie mający na nic czasu, ani pieniędzy, zawsze ponurzy. Oni też tacy są. Niby kochani rodzice, a tak naprawdę to demony w ludzkiej skórze. Wspaniała rodzina, bez przemocy! Do teraz pamiętam piekące razy za rozlane mleko. Nadal mam rany po stłuczeniu talerza. Blizny po złej ocenie. Wszystko zostawiło ślad na ciele i psychice. Niezmywalne piętno bólu i rozpaczy. Niezagojone rany, które nadal się jątrzą. Ból, strach i poniżenie to moja codzienność.
Nagle zerwał się wiatr, który powoli przybierał na sile, plącząc moje jasne włosy. Gdybym miała skrzydła, mogłabym już teraz odlecieć. Nikt by mnie nie zatrzymywał. Bo po co? Pozbyliby się tylko tego ,,ciężaru'' jakim dla nich jestem. Nie raz mi to wypomnieli. Nikt by mnie nie znalazł. W końcu pozbyłabym się trucizny ze swojego życia.
- Może to jest czas, aby nauczyć się latać? - Pytając sama siebie, wstałam. Spokojnie rozłożyłam ręce i zapatrzyłam się w niebo. - Co mnie to kosztuje? Tylko jeden krok. - Moje palce już wystawały poza krawędź dachu.
Delikatnie schylając głowę, patrzyłam po raz kolejny na ludzi. Jakiś mężczyzna w szarym płaszczu, krzyknął o kobiecie w czerwonym, że jest ,,szmatą niewartą zachodu, a tego bękatra może sobie wziąć". Darł się tak głośno, że nawet ja słyszałam. Inni przypatrywali się kłótni. Na przeciwko nich, ktoś ciągnął małą dziewczynkę za rękę. Chyba płakała.
Zakryłam uszy rękami i usiadłam. Skuliłam się i zacząwszy rozmyślać, rozpłakałam się. Ten świat kiedyś był taki piękny... Dlaczego teraz musi być taki szary? Dlaczego jest tutaj tyle bólu i cierpienia? Dlaczego?
Więcej się nie wahałam. Wstałam i z rozłożonymi rękami, rzuciłam się z krawędzi. Pęd powietrza szumi mi w uszach. Nie jest tak źle. O wiele prościej niż zrobić coś rodzicom. Ziemia zaczęła się zbliżać z coraz większą prędkością. Tak właściwie... To dlaczego ja skoczyłam? Dlaczego mam zamiar zginąć? Mam szesnaście lat,nie zrobiłam wielu rzeczy! Oglądając przemykające okna, rozpłakałam się. Teraz nie mam szans na odkupienie. Czeka mnie tylko piekło. Było inne wyjście. Mogłam wyjechać do rodziny za granicą, a moi rodzice, nie musieliby się mną przejmować. Dlaczego nie wpadłam na to wcześniej?
Mamo, tato, wybaczam wam. Pomyślałam i uśmiechnęłam się do kobiety w czerwonym i mężczyzny w szarym płaszczu, po czym uderzyłam o ziemię i nastała ciemność...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz