Nie raz chciałam usunąć bloga. Naprawdę. Nie raz obiecywałam sobię, że będe pisać częściej. Życie często weryfikuje nasze plany, jak nie raz zmieniało moje.
Jestem zła. Jestem okrutna, jestem złośliwa, wredna, chamska. Jestem po prostu zła. Po co się nad tym rozwodzę? Nie zawsze taka byłam. Życie mnie uczyniło taką. Jednak.... głęboko w środku, jestem tą samą osobą. Tą samą małą, przestraszoną dziewczynką, która tak naprawdę chce mieć kogoś koło siebie. Nie chce być sama. Nie znoszę ciemności, mimo iż otacza mnie coraz bardziej. Ale... co mogę z tym sama zrobić? Absolutnie nic. Brakuje mi światła. Kiedy myślałam, że je znalazłam, już prawie miałam w ręku... ono uciekło ode mnie, wrzucając mnie jeszcze głębiejw ciemność. Zasłużyłam na to, wiem o tym. Ale rozrywanie własnego serca na strzępy dla innych, to chyba limit moich możliwości. To boli. Bardzo boli. Nie wiem czy to miłość, czy zauroczenie, a może zwykłe lubienie. Jak w wierszu Mickiewicza ,,Czy to jest miłość, czy to jest kochanie". Nie wiem co ze sobą zrobić. Czuję tylko tepy ból i pustkę. Już nawet przestałam płakać. Uśmiecham się uśmiechem lalki, której tak bardzo nienawidze. Jestem pieprzoną marionetką. I to mnie również boli. Ale nie tak bardzo jak reszta spraw. Najchętniej bym się zraniła. Aby wypełnić tą pustkę, która spycha mnie w ciemność. Jestem otoczona przez ludzi, mam nawet paru przyjaciół, ale... mało kto wie, co się ze mną naprawde dzieje. Wierzą w kłamstwa, które mówię, ale przez myśl im nie przejdzie, że niszczę siebie, aby innym było lepiej. Czuję, że to jest moja kara. Nie wiem za co pokutuje. Chyba za sam fakt, że żyje. Nie wiem czy to dobrze. Nie wiem czy jestem normalna. Nie wiem czy nie jestem chora. Nic nie wiem. Mam wiedzę książkową. Mam wiedzę jak komuś pomóc...
Tylko... Dlaczego ona nie działa na mnie?